Drodzy w Chrystusie, „Pomoc z Polski ratuje życie”. To słowa, jakie w trakcie wizyty Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” na Ukrainie padły z ust ks. bp. Edwarda Kawy, biskupa pomocniczego ze Lwowa. Hojne serca Polaków podtrzymują nadzieję w ludziach, którzy na własne oczy ujrzeli okrucieństwo wojny. Wielu z nich musiało zmierzyć się z utratą najbliższych. Inni w obawie przed bombami rosyjskiego agresora zostali zmuszeni do ucieczki i porzucenia dorobku całego życia. Wojna zawsze niesie śmierć i zniszczenie. Na swoje największe ofiary upatrzyła dzieci, kobiety i starców. Potwierdziła to inwazja wymierzona w naszych sąsiadów. W poprzednich latach pochylaliśmy się nad prześladowaniami chrześcijan w Nigerii, wojną w Syrii, kryzysem w Libanie. Poznawaliśmy kolejne puzzle w obrazie, który Ojciec Święty nazwał „trzecią wojną światową w kawałkach”. Za każdym razem upominaliśmy się o nasze Siostry, o naszych Braci doświadczających cierpienia i nędzy. Nigdy jednak wojna nie była tak blisko nas!

Okrucieństwo wojny

Św. Jan Paweł II wskazał wolność religijną jako pierwszy i nieodzowny warunek pokoju. To prawo – jak wynika z raportów „Pomocy Kościołowi w Potrzebie” – jest dziś brutalnie naruszane w co trzecim kraju na świecie. W co piątym zmiana religii pociąga za sobą poważne konsekwencje, od potępienia ze strony rodziny aż po karę śmierci. Najczęściej prześladowani są chrześcijanie. W Nigerii miliony wiernych mają świadomość, że udział w niedzielnej Mszy św. może być ostatnią rzeczą, jaką zrobią w życiu. Potwierdziły to niedawne wydarzenia w stanie Ondo, gdzie w trakcie jednej Eucharystii terroryści wymordowali dziesiątki osób. W Kamerunie słyszymy o porywaniu księży i sióstr. Spoglądaliśmy z troską na Afrykę i Bliski Wschód, ale nie chcieliśmy wierzyć, że w XXI wieku wojna może ponownie zapukać do drzwi Europy. Wydawało się nam, że wszędzie ludzie są zdolni do okrucieństwa, ale nie u nas. Powoływaliśmy się na dokumenty międzynarodowe, konwencje. Podkreślaliśmy znaczenie praw człowieka, ale obrazy bombardowanych szpitali, gwałconych kobiet, torturowanych dzieci każdego dnia dziś docierają do nas z Ukrainy, która przecież od lat chce związać swoją przyszłość z krajami Zachodu. Tymczasem wojna dotarła przed nasze granice. I żaden z dokumentów przyjętych na przestrzeni ostatnich lat nie uchronił niewinnych ofiar przed cierpieniem, kalectwem czy śmiercią. Barbarzyństwo, by odciąć ludność od pomocy humanitarnej, które[1]go wcześniej doświadczyło syryjskie Aleppo, powtórzyło się w Mariupolu. To na Ukrainie piwnice zostały zamienione w katownie. Ostrzeliwanie budynków mieszkalnych stało się sposobem agresora na zastraszenie ludności cywilnej.

Wciąż potrzeba żywności, leków i ubrań

Siostry i Bracia, jako Polacy podjęliśmy ogromny wysiłek miłosierdzia. Dotykaliśmy cierpiącego Chrystusa w milionach Ukraińców szukających schronienia w naszym kraju. Poprzez pomoc, jaką wysyłamy za wschodnią granicę, ocieramy łzy tych, którym brakuje żywności, leków i ubrań. Otwarte serca stały się dziś wizytówką Polaków! I mimo upływu dni, tygodni, miesięcy nasze zaangażowanie wciąż jest ogromne. Jako przedstawiciele Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” zobaczyliśmy to na własne oczy, gdy kolejne załadowane po brzegi tiry docierały do Lwowa, skąd dalej to wsparcie było rozdzielane między potrzebujących. Pojechaliśmy na Ukrainę, by zapytać cierpiących o to, czego im dziś najbardziej potrzeba. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że cenna jest każda kromka chleba. W zachodniej części kraju żywność z Polski pozwala dać jeść uchodźcom wewnętrznym. Na wschodzie tylko pomoc humanitarna często trzyma ludzi przy życiu. Mieszkańcy tych regionów nie kupią jedzenia w sklepie, bo półki świecą pustkami. Nie pójdą do pracy, by zarobić na swoje utrzymanie, bo mogą zginąć od kolejnej rakiety wycelowanej w ich najbliższą okolicę. Silne obawy towarzyszą im przed zimą. Z prośbami o opał i agregatory prądu zwracają się do Lwowa. Wiele budynków zostało odciętych od centralnego ogrzewania. Rosyjska agresja przeciwko Ukrainie potwierdza to, z czym spotkaliśmy się na Bliskim Wschodzie: w kraju, gdzie szaleje wojna, człowiek nie ma na nic wpływu. „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” nie chce być obojętna wobec tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Będziemy kontynuować wsparcie, dlatego wybraliśmy Ukrainę jako kraj, któremu poświęcony jest XIV Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym.

Pomoc na miejscu

Ci, którzy chcieli opuścić Ukrainę w obawie o życie swoje i swoich najbliższych, już to zrobili. Wielu jednak nie mogło sobie na to pozwolić. To najbiedniejsi, którzy nie mają nawet środków, by uciec. Dlatego nie zniechęcajmy się w niesieniu pomocy. Nasi cierpiący sąsiedzi będą jej potrzebować. Chrońmy nasze serca przed obojętnością! Nie wolno nam przyzwyczaić się do barbarzyństwa! Zwycięstwem agresora jest moment, w którym wojna przestaje szokować! W Iraku obozy dla uchodźców wybudowano, gdy z Mosulu wypędzono 120 tys. osób. U nas potrzebujący znaleźli dach nad głową, choć granicę przekroczyło prawie 7 mln osób. Od ks. bp. Edwarda Kawy ze Lwowa słyszeliśmy, że Ukraina nie przetrwałaby bez Polski. 80 proc. pomocy, jaka dociera na wschód, pochodzi od organizacji i środowisk kościelnych. We wsparcie włączyły się „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” i Caritas, a także wszystkie parafie i wspólnoty zakonne. Bp Kawa podkreślał, jak wiele potrafią dać od siebie ludzie, którzy nie żyją w dobrobycie. „Odbierając coś sobie, przekazują to nam” – wyjaśniał, gdy rozmawialiśmy z nim we Lwowie. Największy zryw humanitarny, jaki widział świat w ostatnich latach, wytworzył między Polakami a Ukraińcami wyjątkowe więzi mimo trudnej historii, jaka dzieli nasze narody. To, co się wydarzyło, jest szansą, by po latach wspólnie zrobić kolejny krok; wybrać drogę prawdy i przebaczenia. Kiedy pomoc stała się potrzebna tu i teraz, Polacy nie przywoływali ran z przeszłości, ale wyciągnęli rękę do potrzebujących, by wspólnie z nimi wybrać przyszłość przepełnioną braterstwem i przyjaźnią.

Tam, gdzie toczy się wojna, Kościół jest wszystkim

W Kijowie udało nam się porozmawiać z bratem Błażejem, na co dzień pracującym w Sanktuarium św. o. Pio. Wyjaśnił nam, że kiedy krajem wstrząsnęła wojna, wierni szukali pomocy u księży i sióstr. Dolny kościół stał się dla nich schronem, noclegownią, stołówką i szpitalem. Miejscowi duszpasterze oto[1]czyli opieką 120 osób, głównie kobiety i dzieci. Potrzebujący otrzymywali żywność i pomoc medyczną. Tak dzieje się w każdym kraju wojny. Słyszeliśmy to od chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Mówili: „Jeśli nasi księża i nasze siostry zostaną z nami, to nie będziemy nigdzie uciekać, bo oni są gotowi podzielić się ostatnią kromką chleba”. Kościół w kraju wojny jest niezastąpioną ostoją. Gdy trzeba, staje się kuchnią, innym razem choćby bezpiecznym miejscem, gdzie ktoś ze zrozumieniem wysłucha słów pełnych gniewu i bólu. Na Ukrainie ogromna część pomocy humanitarnej jest rozdzielana przy zaangażowaniu sióstr i księży, w tym także misjonarzy z Polski. Wielu z nich mogło wyjechać mając prawo chronić własne życie. Zostając na miejscu, potwierdzili, że są gotowi być do końca przy cierpiących. Kościół na Ukrainie nie stoi z założonymi rękami. Dalej chce pomagać. Szykuje się na nadchodzą zimę. Ma świadomość, że wielu mieszkańców – wobec problemów z dostępem do prądu i ciepła – zwróci się do parafii. Już teraz szykowane jest dla nich miejsce. Budynki kościelne są ocieplane, by schronienie mogło w nich znaleźć jak najwięcej dzieci, kobiet i osób starszych.

Agresor nie zawaha się przed niczym

Wydawało się nam, że rosyjska inwazja to wyłącznie przejaw znanego nam z historii imperializmu. Kolejne dni wojny pokazały jednak, że obok próby zajęcia i podporządkowania sobie sąsiedniego kraju agresor dąży do całkowitego zanegowania tożsamości i kultury ukraińskiej. Robi to także poprzez zbrodnie wymierzone w wolność religijną. Rosja próbuje zaprzeczyć potrzebie istnienia Cerkwi Ukraińskiej. Od początku wojny doliczyliśmy się co najmniej 76 zniszczonych obiektów kultu religijnego. W Buczy na murach miejscowej cerkwi z bliska widzieliśmy ślady po pociskach. W Worzelu k. Kijowa rosyjscy napastnicy okradli seminarium duchowne. Zabrali m.in. klimatyzatory, pralki, komputery, ale też cenną relikwię po św. Janie Pawle II: kielich, którego Ojciec Święty używał w trakcie swojej pielgrzymki na Ukrainę. W odbudowę splądrowanego seminarium włączyło się Papieskie Stowarzyszenie „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”.

Z jednego nie wolno nam się zwolnić

Gdy myślimy o Ukrainie, z jednego nie wolno nam się zwolnić: z modlitwy. Dla tych, którzy cierpią, pamięć i zaangażowanie duchowe są równie ważne, co pomoc humanitarna. Kiedy rozpoczęła się wojna w Syrii, liczyliśmy na jej szybki koniec, ale dramat tego regionu ciągnie się przez lata. Podobne obawy towarzyszą Ukraińcom. Bądźmy myślami blisko nich! Oni nie przestają się za nas modlić! Nie przestają dziękować za nasze wsparcie!

Ks. dr hab. Waldemar Cisło, prof. UKSW
dyrektor Sekcji Polskiej Papieskiego Stowarzyszenia
Pomoc Kościołowi w Potrzebie